Recenzja filmu

Dlaczego on? (2016)
John Hamburg
James Franco
Bryan Cranston

Baty od taty

Bryan Cranston odgrywa dylematy teścia tak, jak to ma w zwyczaju, czyli z przesadną emfazą i teatralną ekspresją. Nawet w duecie z dramatycznie niewykorzystaną Megan Mullally wypada nieciekawie i
Ned (Bryan Cranston) to nudny facet w średnim wieku. Prowadzi firmę drukarską, zapina kołnierzyk pod samą szyję i z nostalgią wspomina szaloną młodość. Laird (James Franco) jest informatycznym geniuszem-samoukiem. Imprezuje z celebrytami, tatuuje na ciele co popadnie i wiesza na ścianach obrazy kopulujących zwierząt. Ten pierwszy drży o przyszłość swojej córki, która zaledwie parę lat wcześniej wyfrunęła z rodzinnego gniazda. Ten drugi wyznaje jej miłość aż po grób i planuje urobić potencjalnego teścia. Wspólne święta mają być okazją do skruszenia światopoglądowych murów i zduszenia międzypokoleniowego konfliktu w zarodku. Miłe złego początki. 



To, co następuje później, mieści się w formule niezobowiązującej komedii charakterów. Twórcy mają wprawdzie ambicje, by powiedzieć coś o świecie, w którym druk przegrał z cyfrą, a skala tego konfliktu stała się metaforą generacyjnej przepaści, ale koniec końców wiele ciekawego do powiedzenia nie mają. Jeśli zaś idzie o humor, waha się on pomiędzy niedogotowaną satyrą na nowe media a kloacznymi anegdotkami w rodzaju jąder martwego łosia lądujących na czyjejś twarzy. Laird pluje bluzgami jak z cekaemu i podrywa matkę swojej dziewczyny, Ned przeżywa szok kulturowy po spotkaniu z japońską muszlą klozetową i próbuje dociec znaczenia terminu "bukkake", a gdzieś w tle przemyka służący wschodnioeuropejskiego pochodzenia, który – niczym Cato z "Różowej pantery" –znienacka atakuje swojego pana, by wyrobić w nim wieczną gotowość do samoobrony. Nad całą zgrają wisi zaś duch w maszynie – sztuczna inteligencja o głosie Kaley Cuoco z "Teorii wielkiego podrywu". Zarazem sarkastyczna i zatroskana, złośliwa i uczynna, dostaje najlepszą partię w filmie.



Bryan Cranston odgrywa dylematy teścia tak, jak to ma w zwyczaju, czyli z przesadną emfazą i teatralną ekspresją ("Breaking Bad" nie wliczam, to jego tour de force, po którym wciąż się nie otrząsnął). Nawet w duecie z niewykorzystaną Megan Mullally wypada nieciekawie i nie stanowi żadnej sensownej przeciwwagi dla Franco. Ten ostatni z kolei jest w swoim żywiole. Błaznuje, przegina się, a kadr bywa momentami zbyt ciasny, by pomieścić jego bohatera – Laird jest na przemian ironiczny i poważny, efekciarski i zaskakująco powściągliwy. I naprawdę trudno mu nie kibicować, gdy z wdziękiem odgrywa chodzący konglomerat stereotypów na temat młodocianych bogów Internetu – od dzieciństwa pozbawionego ojcowskiego autorytetu po codzienność pełną hedonistycznych rozrywek.



Kiedy po dość nudnej ekspozycji wreszcie dochodzi do starcia bohaterów, wydaje się, że mamy do czynienia z filmem, w którym konserwatyzm jest wyłącznie narzędziem spowalniania zmian, a wszystkie te przepychanki skończą się przewartościowaniem skrajnych postaw. Cóż, nie tym razem. Scenarzyści "Dlaczego on?" robią to, co zwykle robi się w bitych od sztancy komedyjkach. Składają nam obietnicę bez pokrycia, a punkt wyjścia ich obrazu okazuje się zarazem punktem dojścia. Póki hołdujemy tradycyjnemu modelowi rodziny, a na szczycie hierarchii priorytetów ustawiamy "kompromis", którego definicję ustala patriarcha, cała reszta nie ma tak naprawdę znaczenia. Nie będę polemizował. Ale nawet w tym filmie słyszałem lepsze żarty.
1 10
Moja ocena:
5
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones